Niezależna

0
259

Nie wiem co mnie naszło, ale siedzę zamknięta w swoim pokoju i upajam się piosenkami Myslovitz. Dawno ich nie słuchałam i żałuję. Ich teksty, ich muzyka jest taka… Aż trudno to opisać. Chyba każdy kto ich słucha i podziwia ich twórczość, wie o czym mówię. To trzeba poczuć, żeby zrozumieć.
Z jednej strony słuchając ich można się zdołować (jeżeli trafi się w niewłaściwy moment), z drugiej zaś nabrać takiej energii, chęci do życia. I tak teraz upajam się nimi i…cieszę. Śmieję się sama do siebie i odnajduję w sobie resztki dawnego optymizmu. Optymizmu, który pomagał mi każdego dnia wstawać i radzić sobie z przeciwnościami. Optymizmu, który dawno, gdzieś wśród codzienności zgubiłam, zapomniałam o nim. Czas odnaleźć dawnego dobrego kolegę i na nowo się z nim zaprzyjaźnić

Humor dopisuje, bo…jest inaczej. Nie wiem dlaczego, ale czuję że jest zupełnie inaczej. Po pierwsze dlatego, że dosięgłam choć znikomej niezależności. Mam swój samochód. Co prawda nie kupiony za swoje pieniądze, ale jakby na kredyt. Nie muszę prosić mamy, by mnie gdzieś podwiozła, by po mnie przyjechała. Nie muszę szukać autobusów, marznąć na przystankach. Ot, łapię dokumenty, kluczyk i już jadę. Gdzie chcę, kiedy chcę, z kim chcę. Sama wracam, sama jeżdżę. Pomagam mamie, robię zakupy, podwożę brata. Marzyłam o tym i mam. I to mnie napawa taką radością. Druga sprawa – finansowa. Nie mogę powiedzieć, że jestem niezależna finansowo od rodziców, ale powodów do narzekań, jako tako też nie mam. Kiedy tylko mogę zarabiam sama. Czasem wpadnie kilka groszy i wiem, że mam własne pieniądze. Nie muszę już chodzić na żebry do mamy. Nauczyłam się też odkładać. Często znajduję w portfelu w szufladzie sto, czy pięćdziesiąt złotych, które odłożyłam na “czarną godzinę”. Teraz mam kilka celów, na które chcę zarobić. Nowa kurtka narciarska, rękawice narciarskie, czapka. Jak to sobie kupię to będę przeszczęśliwa. A może uda się z czasem i uciułać na nowe buty zimowe.
Ktoś pomyśli, że jestem materialistką. Ja po prostu nauczyłam się szanować pieniądze. Właściwie od dziecka miałam to wpajane. Liczne skarbonki, ciułanie każdego grosza. Jakoś nie mam przyjemności w wydawaniu pieniędzy na głupoty. Wolę sobie odłożyć i kupić jedną, ale za to porządną rzecz. Poczułam choć po części, jak ciężko jest zarabiać, więc już nie wydaję na głupoty i szanuję pracę rodziców.

Poza tym z Kubą wszystko wraca do normy. Ale czuję, że potrzebuję jeszcze trochę czasu, żeby móc z całą świadomością powiedzieć, że jest idealnie.
W tej całej sytuacji rozbawił mnie jeden motyw. Kiedy kolega dowiedział się, że między mną, a Kubą jest coś nie tak, powiedział: “Pamiętaj, że na rozwód ma wyrazić zgodę rada plemienia”. Powalił mnie tym tekstem na łopatki. Lubię Go. Wiem, że można z Nim pogadać i wiem, że On najlepiej wszystko zrozumie.

Kończę, żebym nie zaczęła wymyślać.