Ostatnio chodzę, jak pijana. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Może to przez stres i niewyspanie. Staram się, jak mogę, ale czasem się nie da. Kiedy brat wraca późno do domu i zaraz rano po piątej robi mi pobudki, to aż serce podchodzi do gardła. Wczoraj to dosłownie. Przez kilka minut miałam wrażenie, że zawału dostanę. Przestraszyłam się tym bardziej, że byłam sama w domu i nie spodziawałam się szybkiego przybycia kogokolwiek. Poszłam do kuchni zrobić sobie coś do jedzenia, ale osłabłam i usiadłam na narożniku. Siedziałam tak długich kilka minut “trzymając się” za serce, z trudem łapiąc powietrze. Dobrze wiem, kiedy boli serce, a kiedy tylko strzyka coś w piersiach. Choroba wieńcowa, zawały, zatory, to w mojej rodzinie niemalże codzienność, więc nauczyłam się rozpoznawać różne objawy.
Wszystko przez brak magnezu, który jest wypłukiwany wraz ze stresem, które w ostatnim czasie mi nie brakuje. Ale, przypilnuję się i będzie dobrze 😉 Już niedługo przyjedzie tato i w ogóle będzie cudownie. Choć najbliższe miesiące zapowiadają się ciężko, to jakoś dam radę.
Humor od rana mam wyśmienity. Byliśmy z Kubą wczoraj na meczu. Oczywiście nasi wygrali, co było do przewidzenia, bo grali z ostatnią drużyną w tabeli. Trochę mi tamtych szkoda było, bo nie wygrali jeszcze żadnego meczu, ale to w końcu sport. Walczyli zaciekle, aż się krew polała, przynajmniej było na co popatrzeć. Oczywiście żartuję, nikomu źle nie życzę. Zawodnik jednak szybko się pozbierał i w ostatniej kwarcie zdążył jeszcze narozrabiać.
Najbardziej w tym meczu ucieszył mnie jeden zawodnik z naszej drużyny. Młody, jeszcze niedoświadczony, zawsze na ławce rezerwowych. Wpuszczany często pod sam koniec ostatniej kwarty, kiedy już wiadomo, że wynik raczej pewny. Wczoraj jednak sędzia wprowadził go bodajże na początku trzeciej kwarty, co w moich oczach było ciosem w plecy przeciwników ;p Ale chłopak pokazał, że potrafi grać, tylko trzeba dać mu szansę. Najbardziej spodobał mi się jeden moment. Do końca akcji zostało raptem 3 sekundy więc jedyne co pozostaje to rzut na kosz. I tu – piękna trójka w wykonaniu tegoż rezerwowego, aż cała sala się poderwała z zachwytu. Widać było ogromną radość na jego twarzy.
Teraz wrócę jeszcze do kilku zupełnie innych sytuacji z wczoraj i sprzed kilku dni. Otóż pod koniec zeszłego tygodnia (czw lub piątek), byłam tak nieprzytomna, że nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Na pierwszej lekcji koleżanka zaczęła do mnie coś mówić, a ja nic. Później znowu i znowu, a ja dalej nic. Zupełnie nie widziałam/słyszałam, że ona mówi do mnie. Aż inna koleżanką śmiejąc się patrzy na mnie i mówi “Tak, to do Ciebie”. Otrzeźwiły mnie te słowa w momencie.
Naszym zwyczajem jest spotykanie się w szkole w jednym, stałym miejscu. Tak na wypadek, gdybyśmy się nie mogły znaleźć po lekcjach, które mamy nie całością tylko w grupach. Tak było i tego dnia. Po tej felernej lekcji wyszłam z klasy z myślą, że pójdę do wc i w nasze miejsce. Wyszłam więc już z tego wc i obrałam kierunek – miejsce spotkań. Jak koń z klapkami na oczach szłam przed siebie. Nagle słyszę przytłumione wołanie mojego imienia. Nie wiem dlaczego, wbiłam sobie do głowy, że to z tamtego miejsca, więc dalej usilnie idę przed siebie. Ale wołanie nasiła się i jest coraz bardziej denerwujące, więc od niechcenia zaczęłam się rozglądać. Jakże wielkie było moje zdumienie, gdy zobaczyłam wszystkie dziewczyny w zupełnie innym miejscu, opartę o barierkę i szczerze roześmiane na mój widok 😀
Jakby tego było mało. Ten sam dzień, wieczór. Rozmawiam z koleżanką na gg i ta nagle coś pisze. Ja szczerze zdziwiona, pierwszy raz o tym słyszę, pytam o więcej szczegółów. Odpowiadała pół-słówkami, dopóki nie zorientowała się, że ja kompletnie nie wiem o czym ona pisze. Okazało się później, że dokładnie mi o tym mówiła w szkole… Kiedy? Zabijcie mnie, nie mam bladego pojęcia! Dałabym sobie głowę uciąć, że nic mi nie mówiła.
Piszę o tym dlatego, że jeszcze nigdy w życiu nie przytrafiło mi się coś takiego! Nieraz się zagapiłam, zamyśliłam, ale żeby aż tak…cały dzień?
Wczoraj była mała powtórka z rozrywki. Miałam Kubę po meczu zostawić na mieście, bo umówił się z kolegą na piwo. Najpierw jednak pojechaliśmy po tego kolegę, bo kawałek od centrum mieszka. Jako, że Kuba prowadził, to ja musiałam wpuszczać kolegę do środka (moja Żaba jest dwudrzwiowa, jeśli jeszcze nie pisałam). Wysiadłam więc, złożyłam siedzenie i zdziwiona czekam, dlaczego on nie wsiada. Aż poirytowana mówię “No wsiadaj”. Popatrzył na mnie, jak na idiotkę, drugi Kuba i pyta, dlaczego nie przywitałam się z kolegą. Zdziwiona odpowiadam, że przecież powiedziałam “cześć”. Jak się okazało…ów kolega czekał aż podam mu rękę, bo sam sterczał, jak głupi z wyciągniętą ręką i marzł… Nie mam pojęcia, dlaczego tego nie zauważyłam. Byłam pewna, że zaciera ręce z zimna i czeka, żeby wsiąść do samochodu. Ze mną jest coś nie tak, czy to normalne?
Teraz to mi się śmiać z tego chce. W sumie fajnie było mieć w szkole jeden dzień totalnego chill outu. Pomijając fakt, że było mi przy tym potwornie niedobrze i wciąż jest od kilku dni. Znajoma stwierdziła, że jestem w ciąży, ale to bym wykluczyła w pierwszej kolejności, choćby dlatego, że byłam niedawno u ginekologa.
Co do ginekologa. Przez kilka ostatnich lekcji religii mamy “pouczające” pogawędki o in vitro. Ostatnio się wtrąciłam i to dość bezceremonialnie, przez co ksiądz zaczął patrzyć na mnie, jak na jakieś zło wcielone. A sam pytał o nasze zdanie, a w szczególności o informacje na ten temat. Kilka lekcji temu zaczął z nami dyskusję, a widząc że niewielka jest Jego wiedza na ten temat, poprosił nas, żebyśmy zaczerpnęli więcej informacji i go oświecili. No i jak Go ostatnio zaczęłyśmy oświecać z kilkoma koleżankami, tak chyba przestał nas lubić.
Nie pamiętam już dokładnie, jak to było, ale zapytał o coś, co ewidentnie wymagało tylko jednej odpowiedzi – takiej jaką Kościół głosi. Więc zgodnie z prawdą powiedziałam “Według Kościoła…”. Jego mina po tych dwóch pierwszych słowach była bezcenna. Z pełnym nienawiści do mnie tonem rzekł “A jak jest według Ciebie?” I tu się zaczęła cała dyskusja. Dołączyła się moja koleżanka, która stwierdziła coś, co przypadło do gustu klasie, bo gdy tylko ksiądz chciał się sprzeciwić, zrobił się gwar w klasie. Oczywiście ostatnie słowo należało do księdza. Nam dał zaledwie 15 minut szansy by się wypowiedzieć, sam zaś przegadał dobre 25 minut, nie dopuszczając nas do głosu. Na koniec wręcz krzyczał oburzony. A gdzie tolerancja? Przecież żyjemy w wolnym kraju. Nikt w klasie nie mówił, że jest za stanowczą legalizacją in vitro, a tym bardziej za finansowaniem tych działań przez rząd polski. Po prostu wyrażaliśmy swoje opinie na ten temat.
Dodatkowo warto zauważyć, że żyjemy w kraju wolnym wyznaniowo i nieuczciwym by było zabronienie sztucznego zapładniania, tylko dlatego, że jest to niezgodne z jakąś religią. Każdy obywatel – wierzący, niewierzący, biały, czarny, powinien mieć prawo sam decydować, co chce robić, o ile nie szkodzi to innym obywatelom. I każdy sam w swoim sumieniu powinien rozstrzygać, czy robi dobrze, czy źle.
Sama nie mogę powiedzieć ze stu procentową pewnością, że kiedyś skorzystałabym z metody in vitro, bo nie wiem, czy nie zmienię poglądów jutro, za tydzień, za rok. Ale z całą pewnością nie odrzucę tego na samym początku tylko dlatego, że Kościół tego zabrania.
In vitro to temat na dłuższą rozmowę. Może kiedyś jeszcze o tym wspomnę.