“Wiesz co to jest czarna rozpacz?”

0
270

Mhm ‘cudowny’ weekend. O takim marzyłam.
Może od początku. Kuba zawsze podciągał mnie do ogólnego schematu kobiety, która “czegoś chce i nie powie, ale się wkurzy, jeśli tego nie dostanie”. Co według mnie jest bardzo krzywdzące, bo nie siedzę z założonymi rękami i nie wkurzam się, że nie spełnia moich wyimaginowanych zachcianek. Ale, żeby spełnić Jego zachciankę i ułatwić mu życie, od paru dni mówiłam wprost, że chcę jednego, miłego smsa. Takiego, jakie dawniej był w stanie pisać. Jednego i tyle! Potrzebowałam tego. Nie wiem, może chciałam mieć coś, na co sobie będę patrzeć, kiedy mi będzie smutno.  A może chciałam zobaczyć, czy jest w stanie spełnić jakąś moją prośbę. Bo kilka innych, zdecydowanie ważniejszych, nie spełnił. I już straciłam nadzieję, że kiedykolwiek spełni. Ale nie chcę wypominać. Odpuściłam mu tamte rzeczy, chciałam tej jednej, błahej, nieistotnej, ale potrzebnej. Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że osiągnęłam wręcz odwrotny skutek.
Zmęczona kilkoma dniami ponawiania prośby wreszcie w czwartek wieczorem napisałam mu ostatecznie, że zrobiłam to, czego chciał-mówiłam wprost o co mi chodzi, ale widzę, że chyba nie warto, bo i tak nie mogę się doprosić. Miałam nadzieję, że będzie to swego rodzaju “otrzeźwienie” i w końcu coś napisze. Ale skądże znowu. Nie dość, że nie napisał tego wieczoru na dobranoc, to jeszcze cały piątek milczał, jak zaklęty. Początkowo nie pisałam pierwsza, bo w głębi duszy miałam nadzieję, że jednak coś szykuje, że jednak coś miłego napisze. Do 20tej w Niego wierzyłam i miałam nadzieję. Poza tym dopiero po 19tej wróciłam do domu i miałam czas konkretnie się zastanowić, co jest grane. A ów czas mijał i nie było widać żadnej nadziei na to, że coś napisze, a tym bardziej, że się zobaczymy.
Postanowiłam więc, że się odezwę i zapytam, jak dzień mija. Kiedy w odpowiedzi dostałam, że idzie sobie beztrosko na piwo, nie wytrzymałam. Tak mi się strasznie przykro zrobiło. Nigdy w życiu mu piwa nie zabraniałam, zawsze chodził na wszystkie spotkania klasowe, ogniska, etc. Ale wczoraj…. Już nie chodzi o piwo. Tylko o sam fakt, że calutki dzień się NIC nie odezwał i zaplanował sobie wieczór beze mnie. Owszem, ma do tego pełne prawo. Ale nigdy w życiu nie zgodzę się na coś takiego, że pewnego pięknego dnia kontakt nam się po prostu urwie – bo On nie ma zamiaru się z niczego tłumaczyć – a następnego sobie o mnie przypomni i będzie pisał, jak gdyby nigdy nic. Znam już przypadek, w którym kobieta czeka nieraz całymi dniami na jakąś wieść od faceta. Pisze do Niego po kilkanaście smsów, a ten łaskawie się nie odezwie. Dopiero po kilku dniach do niej napisze, jakoś się wytłumaczy i ma być dobrze. Nie! Nie będzie dobrze. Ja sobie tak nie pozwolę! Albo jesteśmy razem i każdego dnia mamy kontakt, choćby jeden durny sms, albo nie jesteśmy razem i każdy robi, co mu się żywnie podoba. Nie mówię tu o tłumaczeniu się z każdego kroku. Chce iść na piwo – proszę bardzo. Nie musi mi już nawet o tym mówić, skoro tak bardzo nie chce. Ale skoro wie, że wieczorem ma zamiar gdzieś iść, to niech się do cholery po południu odezwie z durnym ‘cześć’. Taki ma styl życia, że budzi się dopiero wieczorem. Zazwyczaj widujemy się wieczorem, a tym bardziej w weekendy. Więc wielce nieuczciwym z Jego strony było to, że łaskawie nie dał znać, że ma inne plany na wieczór, a ja głupia spokojnie robiłam swoje, w nadziei, że wieczorem się zobaczymy. Ja go zawsze uczciwie uprzedzam o tym, że np danego dnia się nie zobaczymy. Ale widzę, że wypadałoby  mu parę razy zrobić tak, jak On mi. Nie powiedzieć nic i zabrać się w cholerę! Ale ja tak nie potrafię…
No i poszedł sobie w piątek na to cholerne piwo. Dobrze wiedział, że sprawił mi przykrość. Miałam nadzieję, że w sobotę rano się jakoś zreflektuje. Ale gdzie! Bo ja jestem zołza i On nie ma zamiaru się przymilać po moich wyrzutach. Bo nie trafiłam w Jego gust i źle mu zakomunikowałam, że mi przez Niego najzwyczajniej w świecie przykro! Ręce opadają. Całą sobotę się odenerwowałam i łaskawie doczekałam się odpowiedzi na moje smsy dopiero wieczorem…

Jeszcze dojdzie do tego, że przestaniemy sobie cokolwiek mówić. I stworzymy otwarty związek. Każde sobie, nikt nikomu się nie tłumaczy. W ogóle boli mnie to określenie – tłumaczyć się. Nie powie mi czegoś, bo nie będzie się tłumaczył… Tak się nie traktuje osoby, którą się podobno kocha.

Tyle, przez ostatni tydzień prosiłam, przez minione dwa dni próbowałam. Więcej sie nie odezwę, bo widzę, że nie ma sensu. Nie będę Go do niczego zmuszać. Nie będę Go błagać. Jeśli mu zależy, zrozumie jak mnie zranił. Zrozumie, o co mi chodzi i popatrzy na mnie przez pryzmat ukochanej osoby, a nie stereotypowej, sfoszonej baby. Od samego początku te stereotypy, ciągle coś mu nie pasuje. Jestem tym zmęczona. Chcę być traktowana, jak normalny człowiek, a nie jak schemat.

Dobrze, że brat dzisiaj pojechał na rehabilitację. Cały miesiąc… W końcu zregeneruję siły. W samą porę, bo wczoraj już zaliczyłam łóżko na pogotowiu.

Nie wiem, po co ja to wszystko napisałam. Chyba musiałam to z siebie wyrzucić, bo czuję, że wariuję. Jeszcze jakiś czas temu dodałabym, że wszystko się ułoży. Ale teraz już optymizm mnie opuścił.
Wszystko w Jego rękach. Nie mam siły już prosić.